Przez dwa lata, może więcej, wypytywałem się każdego czy pamięta starego, lekko włochatego stworka, który mieszkał w piachu, pod ziemią i zaprzyjaźnił się z kilkoma dzieciakami.
Nikt nie pamiętał i tylko mówiono mi : ty nie pal tego gówna.
Ale ja wiedziałem że to było.
I było czechosłowacką bajką.
I rzecz jasna Redaktor Ozga, robiący ostatnio także karierę kierowcy wyczynowego, mi pomógł.
Niechcący.
Po prostu powiedział Brątowąsik.
I to był Brątowąsik właśnie.
Ozga doskonale go pamięta.
Więc miałem rację.
Jest jeszcze problem z nazwą tego serialu bo jak bym ją znalazł to bym pewno fotkę wstawił ale że nie mam to tylko mówię : Brątowąsik.
Tę postać, lub tą postać, mało kto zna.
Jednak o drugiej postaci trudno było nie słyszeć.
A piszę o niej bo kupiłem sobie sweter.
Nie mam jego zdjęcia i nie dam bo kabla do aparatu nie mam, ale... mogę tylko powiedzieć że wyglądam w nim ponoć... no właśnie jak:
1) Truteń Zyzio bądź Pan Pszczółek.
2) Freddy Kruger.
I tu z ukłonem dla Złośliwej Z zdjęcie Freddiego, o którym mało słyszała i go nie kojarzy.
Tak więc morał jest taki (bo musi być) :
Jeśli idziesz do sklepu po sweter i nie możesz sobie nic znaleźć to nie poddawaj się i nie kupuj takiego swetra
...bo nazwą Cie nic nie robiącym (prócz dymania) , wciąż opierdalającym się owadem z dużą dupą i skłonnością do miodu lub psychopatycznym mordercą dzieci. Uwolnionym, z braku dowodów, przez sąd, który zostaje zlinczowany, spalony żywcem przez zdesperowanych mieszkańców miasteczka. Który po latach powraca, zakrada się do snów nastoletnich pociech swych zabójców i zabija w naprawdę fajny, i kiczowaty sposób.
niedziela, 13 stycznia 2008
Brątowąsik i Freddy i sweterek
Autor:
Czarny Parasol
o
16:20
3
komentarze
Etykiety: freddy krugger, pszczółek, truteń
Co za kolesie czyli grupa SOS CREAM z amerykańskiego garażu.
Już miałem sobie dać spokój ale zobaczyłem 'przypadkiem' pewien wystep grupy rokcowogarażowej.
Nazywają się niewiedzieć czemu CREAM.
Zespół nie jest jak CREAM oczywiście bo mają wokaliste bez gitary, który kreuje się na wokalistę Nirvany i ma koszulkę The Doors, ale to nie ważne.
Grają chłopaki piosenkę WHITE ROOM.
Piosenkę mojego życia a właściwie piosenkę z TOP3 mojego życia bo dokładnej klasyfikacji nie ma.
Tutaj zapodaje linka do występu chłopaków.
Zwróćcie uwagę nie na dwunastoletniego basiste czy 'zielonego' perkusistę w peruce afro ale na gitarzyste.
Zapamiętajcie jego fryzurę, koszulę (kolor przede wszystkim), spodnie, sposób poruszania się po scenie i patrzenia na gitarę.
A teraz oryginał.
Tutaj.
Oryginał z bonusem na początku.
Otóż bonusem w postaci wprowadzenia do głównej części czyli White Room z ostatniego koncertu CREAM, przez Claptona i Jacka Bruca gdzieś w okolicy lat osiemdziesiątych.
Oba nagrania są boskie.
To kilkunastosekundowe w ogrodzie no i sam koncert Firewall jak ja to mówię.
Za pobyt na jedny czy na drugim penisa dałbym sobie obciąć i szczycił bym się tym do końca swych dni.
Ok.
Obejrzeliście?
Młody się zajebiście kreuje na Claptona z okresu CREAM i wypije za niego dziś.
Do tego zmierzałem.
Autor:
Czarny Parasol
o
12:36
0
komentarze
Przeczytałem właśnie, i to dość szybko to.
Pomysł świetny.
Myślałem o tym kiedyś.
By napisać o swojej klatce schodowej z bramą włącznie.
Nie musi być przecież stara, nie?
Ważne są przeżycia.
Ogłaszam konkurs.
Poprosze każdego kto to czyta (a jest tych ludzi wchuj) by napisali mi o swojej klatce schodowej, o bramie, czy najbliższym otoczeniu domu, zrobili zdjęcia i wysłali mi.
Ja je tu umieszcze i będzie taki krótki cykl.
Czemu nie?
Kto nie napisze ten chuj.
Zgłoszenia pod bundyman@o2.pl
Autor:
Czarny Parasol
o
12:04
0
komentarze
Życie jak kolejka elektryczna
Porównań życia do czegoś tam słyszałem już wiele.
Życie jest jak papier toaletowy, jak studnia, jak coś tam.
Ja mam swoją wizję.Rzecz jasna bardzo własną i nie przeznaczoną dla ogółu.
A wpadłem na nią jadąc dziś w nocy pociągiem 'Przemyślanin' z krakowa do Szczecina.
Życie jest jak jazda kolejką albo poprostu jak kolejka.
Oto życie:
Wszystkie części są moje.
Siadam nad tym pudłem i zaczynam składać.
Na początku mamy kółko i zasuwającą po nim kolejkę.
To początek życia.
Potem, wraz z postępem czasu dokupujemy sobie inne wagoniki, miniaturowe drzewa, znaki, lampy, kilka krów wędrujących po środku naszego okręgu...
Następuje nagle taki dzień kiedy myślimy sobie:
a może by rozbudować ten tor?
I robimy to.
Z naszego kółka powstaje ósemka lub jakiś inny kształt, dochodzą większe ilości wypasanych krów przy torach, pierwsze postacie, miniaturowy samochód listonosza Pata mknący wzdłuż torów nowo wybudowaną drogą dla samochodów..
Wciąż rozbudowujemy nasze tory.
Siadamy przy naszym torze i myślami mkniemy tym małym pociągiem po tych torach.
Tak jest z życiem.
Czasami trzeba lub się chce gdzieś pojechać. Dalej niż ta nasza ósemka czy też kółko.
Ale jest jedna ważna rzecz. Najważniejsza.
Oto i ona:To rodzimy dworzec.
Moja zajezdnia.
Jakbyśmy nie kombinowali z naszym parowozem, jak byśmy nim nie kierowali, to zawsze przejedziemy przez naszą rodzimą zajezdnie, nasz rodzimy dworzec.
Jak już pojeździmy i pooglądamy wszystko co wokół nas jest, następuje czas ostoi.
Wracamy na nasz dworzec i tam siedząc przy kawie w dworcowej kawiarni z listonoszem, paląc papierosa ze Starym Henrym przy jeszcze starszej parowozowni czy przechadzając się po polu przyległym do dworca, myślimy o tych naszych podróżach i jesteśmy szczęśliwi że jesteśmy już w domu a podróże pamiętamy.
Nie wiem czy to wogóle ma jakiś sens ale chyba tak.
Dziś rano wróciłem z resztą bambetli z krakowa, zostawiłem wszystko na West Endzie, pojechałem po zestaw Młodego Aryjczyka do Kurnika dla Młodszego Parasola, i siedzę teraz przed komputerem na Książąt Pomorskich.
Mam mnóstwo zdjęć ale nie ma na to czasu.
Moja kolejka w środę wyrusza w ostatnią mam nadzieje tak długą podróż.
Goteborg.Co będzie?
Tego nie wiem.
Ile tego będzie?
Mam nadzieje że 90 dni.
Co potem?
Rodzima stacja.
Mam nadzieje że gdy wrócę, Wy, listonosze, pastuchy krów, kolejarze, sprzedawcy warzyw na pobliskim stoisku, będziecie tu na mnie czekali.
Autor:
Czarny Parasol
o
11:11
1 komentarze
Etykiety: PKP, życie jest jak kolej