czwartek, 14 lutego 2008

14 lutego

Dzień dzisiaj nietypowy, rzecz by - wyjątkowy, dlatego należy się wpis.
Dziś 14 lutego, a więc Dzień Świętego Walentego.
A więc rocznica chicagowskiej masakry w 1929 roku.


Intro:
Chicago w latach dwudziestych rosło w siłę.
Wznosiły sie ogromne budynki, budowano nowe fabryki, wylewano ulice... wszystko było na jak najlepszej drodze i nie było problemu z którym Chicago, nie mogłoby sobie poradzić.
Również z prohibicją.


Pod koniec ery prohibicji, auta wypełnione alkoholem, pedzące z Kanady do Illinois były rzeczą normalną tak samo jak domowe bimbrownie.
Mimo że ,najgłupszy zakaz jaki stworzył człowiek - jak nazywam prohibicję, był przez ludzi omijany, to jednak na małą skalę.

Na dużą skalę zabrali sie do tego chłopcy, którym zależało nie tylko na szklaneczce wieczornego bełta, ale na dobrej whisky i majątku o jakim nie śniło się ludziom.
W Chicago, produkcją i dystrybucją alkoholu, zajmowały się dwie grupy : północna i południowa.
Gdy siły obu grup zaczęły się wyrównywać, a terytoria wpływów nakładać, zaczęło iskrzeć.

Napady z kijami besseballowymi były normalką.
Niszczono przede wszystkim gorzelnie przeciwnika, bo to tam tworzono alkohol, ale po jakimś czasie mafia chicagowska, zrozumiała że lepiej wybić tych, co na gorzelniach zarabiają.
To był przełom.
Przecież w miejsce jednej gorzelni powstawała kolejna, jeśli nie dwie,a w miejsce ściętej głowy najczęściej nic.
'Północniakom', udało się ściąć taką głowę, głowę Johnnyego Torrio, i gdy myśleli że 'południaki' z szefem z kulą w głowie, będą musieli oddać swoje terytorium, pojawił się na horyzoncie ktoś nowy.
Z Nowego Jorku przyjechał zastępca 'głowy południaków' wraz, ze swoim pomocnikiem....
Alfonso Capone,

....zwany człowiekiem z blizną, był wychowankiem brooklynskiej ulicy i przyjeżdzając do Chicago jako pomocnik, nie zamierzał się przed niczym cofnąć by utrzymać interes w ryzach.


Na początku jego zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa istniejącym kasynom, gorzelniom i burdelom.
Z czasem Capone zaczął zakładać nowe burdele, gorzelnie ect. ect , a już jakiś czas później przejmować interesy swoich przeciwników.
Siłą oczywiście.

Kiepskie rozwinięcie:

Al Capone.
Facet nie był lubiany i prawdopodobnie z tego powodu, nigdy nie spał dwa dni z rzędu w tym samym miejscu.
Prawdopodobnie żaden z ówczenych rzeźmieszków Capone, lub rywalizującego z nim Morano, nie sądził że ich działania zapiszą się tak głęboko w historii.
W historii wogóle, i w historii przestępczości - rzecz jasna.
Ci chłopcy tworzyli historię i tworzyli kanony, trendy, zasady, i wzorce.
Weźmy na przykład taki zamach na szefa Capone, z początku wojny gangów, gdy Al był jeszcze 'porucznikiem'.
W restauracji Gosspelo, przesiadywał szeł 'południaków', i gdy ten zakąszał wołowine po portugalsku, pod lokal podjeżdzało 8 limuzyn.
Z pierwszych dwóch poleciała seria ślepaków z nowych automatów Thompsona (kto grał w Mafię to wie co to znaczy), po czym oba auta z piskiem odjechały z pod lokalu.
Gdy cel ataku zdał sobie sprawę, że atak sie nie powiódł a napastnicy się już oddalili, wyszedł spokojnie z restauracji gdzie przywitały to automaty z sześciu pozostałych limuzyn.
Tym razem nie były to ślepaki.

8 limuzyn!
To już nie zabawa w nożowników, trucicieli czy snajperów.
To już ostra jazda na 8 samochodów.


Zakończenie:
Najgłośniejszą jednak akcją, najbardziej krwawą i najbardziej spektakularną była rzeź, 14 lutego 1929 roku.

Tym wydarzeniem mafia Chicagowska jako protoplasta i wzór innych, kolejnych, światowych mafii, podniósł poprzeczkę znacznie wyżej niż można sie tego było spodziewać.
Wieczorem, podczas spotkania 7 wysokich rangą mafijnych bossów północnego Chicago, weszło dwóch umundurowanych policjantów.
Rozpoczęły się klasyczne pytania, legitymowanie, i w tym momencie, do garażu pod numerem 2122 North Clark Street w Chicago ,w którym odbywało się owe spotkanie weszło jeszcze dwóch facetów w kapeluszach, długich płaszczach z Thompsonami w rękach.
Mordercy w przebraniach policjantów, oraz faceci w płaszczach wsadzili łącznie 168 pocisków w swe ofiary, które stały pod ścianą nijako przed plutonem egzekucyjnym.



Jeden odziwo przeżył tę masakrę.Frank 'Tightlip'( Malomówny) Gusenberg.
Kilkanaście kul nie położyło chłopaka bo ponoć polskiego pochodzenia był.

Gdy karetka zabierała go z miejsca masakry, policjant towarzyszący lekarzowi w sanitarce zdążył mu zadać tylko jedno pytanie : kto strzelał?
Odpowiedź była równie zabawna co tragiczna : nikt nie strzelał.


Tak więc mafia Chicago podniosła poprzeczkę, nikt jej jeszcze nie przeskoczył i miejmy nadzieję że nikt tego nie zrobi.