wtorek, 11 grudnia 2007

OGŁOSZENIE BEZPŁATNE

OGŁOSZENIE BEZPŁATNE

Zdesperowany mieszkaniec dzielnicy Łobzowo zatrudni detektywa oraz architekta od zaraz, w celu odnalezienia w swoim bloku suszarni, piwnicy oraz wózkowni. Wiem, że gdzieś są te pomieszczenia, ponieważ to rzecz standardowa i normalna nawet w somalijskim budownictwie. Jestem zmartwiony, zdenerwowany i nie mam już sił więc proszę o pomoc.
Wiem że nie żądam cudu, ponieważ nawet w przedwojennych kamienicach dla biedoty, w śródmiejskich oficynach i suterenach z kiblami na półpiętrach były takowe pomieszczenia.

Informacje dotyczące zlecenia w redakcji.

OGŁOSZENIE BEZPŁATNE


Ten sam zdesperowany mieszkaniec wynajmie różdżkarza w celu odnalezienia niewidzialnej pralki znajdującej się w jego mieszkaniu. Praca również nie jest trudna ze względu na to iż właściciel typuje pomieszczenie gdzie powinna się ona znajdować – łazienkę. Desperacko proszę o pomoc – Kamil z Łobzowa z wciąż śmierdzącymi stęchlizną ubraniami.

Bez zdjęć i bez sensu

Godzina 20:00.
Wczoraj.
A piszę dziś.
Schodząc klatką schodową spotkałem chińską rodzinę, której jedna członkinia powiedziała mi dbbbryy wiczórrr, a ja odpowiedziałem z wielkim uśmiechem dobry wieczór.
Jakie miłe żółte stworzonko, pomyślałem złośliwie ale oczywiście bardzo mi się to spodobało.

Włączyłem kolejny odcinek Wojny Orłów Toma Clansiego i ruszyłem ku żabce.
Pod żabką zazwyczaj nie ma nikogo – widać sklep wzorowany na osiedlu gdzie stoi.
Dziś było inaczej.

Stał pewien człowiek w łachmanach. Na sobie miał sweter, na to naciągnięty jakiś kubrak a wszystko wieńczyła kurtka typu prochowiec. Jedną rękę trzymał w kieszeni ściągając w ten sposób swój płaszcz ku ziemi, a drugą trzymał za plecami ściskając butelkę nalewki porzeczkowej. Przed nim stał drugi. Tak jak ten pierwszy był bardzo zarażony promilami i mógłby udawać pijanego detektywa Kolombo, tak ten drugi stał wyprostowany. Miał na sobie trzy swetry, mały plecak a połowę oczu zakrywała wełniana czapka odznaczająca się na jego postaci niczym iglica na Pałacu Kultury i Nauki.

Zaczepił mnie ten drugi, prosząc o grosz.
Zawsze takie rozmowy przebiegają tak samo, jednak ta potoczyła się inaczej niż zawsze.
Facet powiedział: Przepraszam, wspomógłby pan groszem? Ja z pod Szczecina jestem.
Odpowiedziałem od razu, prosząc o powtórzenie bo sytuacja i pytanie zdało mi się dziwne.
Zastanawiałem się czy on powiedział Szczecin.

Powiedział bo powtórzył to jeszcze trzy razy.
Pierwsza myśl to skąd ten człowiek wie że jestem ze Szczecina?
Druga : Wcale nie wie ty durniu, że jesteś ze Szczecina, tylko mówi o sobie.
To skąd wiedział żeby tak powiedzieć?
Nie wiedział ty debilu, po prostu tak jest.
Kupiłem paczkę papierosów i dałem mu 2,5 pln.
Co to jest 2,5 tutaj?
Bydło wydaje 20 za dwie filiżanki śmierdzącej kawy by poczuć się przez 10 minut jak arystokrata a moje 2,5 pomoże przetrwać mu noc.

Znał Szczecin bo zapytałem go o dwie ulice, no i pokazał mi dowód, chociaż nie chciałem tego.
Wiedział że jestem nie stąd jeszcze przed tą rozmową o miejscu zamieszkania bo zapytał podejrzanie : Pan to też chyba nie tutejszy….?...
A czemu – zapytałem.
Bo dał mi pan pieniądze.

Daruje sobie rozważania o stołówkach miejskich w Krakowie gdzie wszystko jest na starym oleju bo nie mam ku temu pewności.
Daruje też to, że pozdrowiliśmy się, ja dałem mu radę by wracał do domu, a on stwierdził że domu nie ma, a mieszka w krakowskim pustostanie od 8 lat, i byłem smutnym parasolem.
Smutnym ale szczęśliwym trochę, że pomogłem.

Musimy się trzymać razem i sobie pomagać.
Poszedłem przed siebie podzielając nadzieje mego rozmówcy, że przeżyje nadchodzącą zimę.

Ósmą już.
Wpadłem na chwilę do Joy Divisjon by spożyć żółty napój i popatrzeć na twarze ludzi.
Kupiłem jakieś południowe siki i usiadłem przy jednej z drewnianych ław, których miejsce w ogrodzie a nie w lokalu, i zapaliłem papierosa.
W kącie zauważyłem zmiętą gazetę – dodatek zdaję się Dziennika – The Wall Street Journal.

‘Zapowiada się kompromitacja reformy systemu emerytalnego’
‘..ponad 1,8 mld pln trafi na podwyżki dla nauczycieki’
‘od wejścia do Unii wydaliśmy 15 mld euro dotacji’
‘pgnig staje do walki o dostęp do złóż ropy w Libii’

Był jeszcze świetny artykuł o nowym zarządzie Coca Coli i ich nowym prezydencie, bo mają takowe stanowisko, i o tym czy może się odbić to na cenach produktów i o tym, że Muchtar Kent - prezydent Coli – jest synem tureckiego emigranta i zaczął pracować w Coli w 1978 a gdy dostał się na średnie stanowisko, to właśnie Cola wkraczała na rynek byłego ZSRR…no i się mu udało.
Sprzeniewierzył wchuj kasy, handlował informacjami dotyczącymi posunięć zarządu Coli co miało wpływ na operacje na giełdzie papierów wartościowych…ale mu się udało i wrócił na stanowisko. Bo raz już był prezydentem, o czym nie wspomniałem.

Jemu się udało a temu kolesiowi ze Szczecina nie.

Naprzeciw mnie siedziała grupka studentów z AGH, pewnych siebie, pewnych ideałów i tego, że jak dostaną inżyniera to nie będą się już martwić o prace, dziwkę - matkę i ojca alkoholika.
Przestało mi smakować piwo gdy zacząłem się zastanawiać, który z nich, jak skończy.

Czas wracać na zaczarowane kółko.

O górce narodowej

Mógłbym tym wpisem rozpocząć kolejny cykl.
Miałbym dużo do pisania, do pokazywania ale nie mogę wyjść na negatywa.

Nazwał bym to pewnie ‘Miejsca godne zniszczenia’ ale daruje sobie i po prostu będzie o Górce Narodowej.
Otóż nie jest to taka górka jak górka, ale to tylko nazwa.
Myląca.
Brzmi nieźle i ciekawie bo kojarzy się z jakimś wzgórkiem, poprawie się tu i powiem ‘wzgórzem’ bo Mr. Peanut pomyśli o czymś łonowym i znowu nasilą się nękania, próby gwałtu i perwersji w rejonie Pogodna szczecińskiego.

Więc ze wzgórzem kojarzyć się nam to powinno.
A chuja!
Jak to wzgórze czy górka, to ja jestem islamskim radykałem i biegle władam Pasztun.
Zaczęło się wszystko od mapy i wolnej niedzieli.

Talerz pomidorowej zadziałał jak trzeba czyli wypełnił jamę brzuszną, zapakowałem do kieszeni kilka czekoladowych baryłek od Szczecińskiego Mikołaja, obkręciłem się polarowym szalikiem i zszedłem na dół.

Pogoda była w sam raz.
Stałem przed klatką schodową, wiatr lekko wiał w stronę Zakopanego, a popołudniowe słońce odbijało się w nowych ubytkach na karoserii znanego mi już Yarisa.
To mnie jeszcze bardziej zmotywowało do dalekiej wycieczki poza Łobzów.
Wyłamana część zderzaka i rozorana część tylniego nadkola uświadomiła mi że miasto jest czasami jak samochód.
Czasami jest tak, że jedna dzielnica jest tak zaniedbana jak rozbity czasami jest zderzak.
Można patrzeć na te część, można ją zmienić, ale można obejść samochód i popatrzeć na inną część – nie rozbitą. Jeśli takowa jeszcze istnieje… choć mam wątpliwości.
No i można też wymienić prezydenta.
A więc patrząc na odstającą, wyłamaną plastikową pokrywę zderzaka i głębokie rysy w lakierze utwierdziłem się w postanowieniu o wycieczce.

Smutnym Yarisem pognaliśmy na ulubioną przez przyjezdnych drogę w krakowie, czyli ‘wylotówkę’ i w części zwanej górką narodową wyskoczyliśmy a Saris pognał dalej.
Żałowałem, że podziękowałem gogle-earth i wyrzuciłem go z komputera, bo gdybym z niego skorzystał to bym tam nie pojechał.
Na mapie papierowej widać małe uliczki, puste przestrzenie – chyba łąki – małe dróżki.
Na mapie gogle widać by było znacznie więcej.

Wszedłem na ulicę która na mapie wygląda ciekawie a w rzeczywistości…

...małe szeregowce końca lat osiemdziesiątych z najtańszej gównianej cegły dostępnej podczas kryzysu PRL… chodniki wąskie jak nie powiem co, bo kogoś obrażę a taki nie jestem, co posiadłość to inny plot najczęściej kończący się drutem kolczastym…
Szukałem małej dróżki, którą miałem podążyć ale trafiłem na nowe osiedle.

Nowe, krakowskie osiedle.

Cudowne.

Bajeczne.

Ogrodzone.

Pod stałym nadzorem…

Ech.

To wejście na osiedle.

Bloki są wykończone, kwiatki rosną sobie na balkonach, rolety przeciw włamaniowe błyszczą w słońcu niedzielnego popołudnia, płot odgradza wszystko i wszystkich od wszystkich i wszystkiego, a domofon i tabliczka WSTĘP WZBRONIONY – TEREN OSIEDLA…ble..ble..ble, zachęca do odwiedzin.

Śmietniki też są.

Rzecz jasna te ekologiczne, w kilkuset kolorach, w bajecznym otoczeniu.

Drogę mają wyśmienitą.

Takie płyty i dziury to pamiętam, że miałem na Książąt Pomorskich.
To było w 1991 roku.
Widać tutaj wciąż trwa kryzys początku gospodarki wolnorynkowej.
Wokoło pięknie a droga jak do piekla.
Rumunia.
A jakie ciekawe rzeczy można znaleźć idąc po tym osiedlu!

Gołąbki?

Bigos?

Kto wie co jest w tym słoiku?
Tabletki pewnie rutinoscorbin.
Bardzo bym chciał mieszkać na takim osiedlu i po powrocie do domu zapytać mego dzieciaka:
- Co tam synku robiłeś na dworzu?
- A zbierałem strzykawki, tabletki i otwierałem stare słoiki!

Albo siedzieć w fotelu i usłyszeć od dziecka :Tato, a czemu my mieszkamy w getcie jak Żydzi i cygani w czasie wojny, a zamiast piaskownicy mamy domofony i alarmy??

Bez komentarza.

Wciąż bez komentarza.

Ładna część dzielnicy – niebo.

To co zawsze chciałem a nigdy nie mogłem zobaczyć na swoim osiedlu – parking dźwigowy i skład rur kanalizacyjnych i PCV.

To też mnie powaliło.
Cudne żarówiaste naklejki na blasze, imitujące tablice informacyjną.
Anegdotka : jest ich wiele.

Do tego wszystkiego cudowna ścieżka dźwiękowa!
W oktecie osiedlowym występują wygłodniałe psy przywiązane za ogon do śmietników.

Tu ścieżka dźwiękowa z małym kadrem, dostępna od 11.12.2007 do końca świata.

Zabrałem swoją dupę z tego przylądka syfu, brudu i nowobogactwa i pomaszerowałem w stronę domu, mijając stare szklarnie..

…posępnych ludzi...

..nawet fajne drzewo..

A potem był plac zabaw gdzie ujeżdżałem drewnianego konia. (Mr Peanut: takiego do zabawy – dla dzieci), i pojechałem na gapę do centrum, i trafiłem na festyn Coca Coli i zjadłem oscypka, i widziałem Arkę Noego na scenie, i ciężarówki Coca Coli z reklamy.

Nikt mi kurwa nie powie, że poza rynkiem głównym jest wiele ciekawych miejsc a nowe osiedla są też ładne i schludne jak te w centrum.

A wszechobecne bramy, płoty, tablice informacyjne że wstęp surowo wzbroniony, wciąż pokazują jak bardzo karkusom spodobały się wakacje w ośrodku oświęcimskim w sezonie 1943 – 1945. Tylko cyklonu B im brakuje.

Ale to da się załatwić….

Na finito relacja z centrum, gdzie oscypki są droższe od tych na przeciwległym krańcu Polski.