sobota, 1 grudnia 2007

Pierwszy GRU!

Czym jest pierwszy GRU?
Co oznacza mieć czternaście lisów?
A dwadzieścia lip?

Oczywiście prawie nikt nie wie.
Ja wiem. Spojler z resztą też.
Otóż jeśli nie miał ktoś ericssona z jednokolorowym wyświetlaczem to nie wie.
A GRU nie oznacza wywiadu sowieckiego, ale skrót od 'pierwszego grudnia'.

No i mamy grudzień psubracia!
Pierdolnęło okrutnie szybko, lub ,'szybko minęły te dni'.
Grzebiąc w fotografiach operacyjnych można zauważyć ile to się wydarzyło, jak bardzo nudno było, co się widziało i gdzie się było. No i co się zmieniło.
Weźmy takiego Adasia..
Tu stoi i patrzy znudzony (a kto by nie był znudzony patrząc tyle lat w to samo miejsce?)...
...obsrany (a kto by nie był obsrany stojąc i nie ruszając się na rynku gównym, w towarzystwie 10000 gołębi?)

Reasumując, znudzony i osrany przez watahę gołębi.

A teraz?
W śniegu! Adaś stoi w śniegu. Wciąż znudzony i osrany ale w śniegu!
Bo zima w tym mijającym listopadzie przyszła i wiele razy dała w kość.
Choć i były miłe momenty.
Zaczęło się od zaduszek i wszystkich świętych.
No, nie było tak jak bym chciał i nie było ku temu żadnych szans, ale nikt mi transfuzji nie zrobił i tradycje wciąż płyną w moich żyłach.
Był zachód słońca za to i najkrótsza wizyta na cmentarzu we Wszystkich Świętych, w moim życiu.























Kolejna (czy też pierwsza) rzecz warta kilku fotek to Młynówka Kurweska.
Co to jest? Ja wiem ale nie mam teraz czasu na zabawę w przewodnika.
Ot, to wszystko co mogę zrobić. Link o łobzowie i młynówce kurweskiej

Oto i ona.




Śnieg był jak widać wszędzie.

Idąc dalej tym tropem....


i jeszcze dalej..



Gdzież to nie był Parasol Czarny?
Wyprawy Bronowickie, Błoniarskie, Rynkowskie..
Wypraw Bronowickich w sumie było...hmmm...chyba dwie.
Jeśli szwędaczka na ulice Złoty Róg i spotkanie z Panem Szefcem to wyprawa bronowicka - to by się zgadzało.
Na Złotym Rogu też był aparat...

Wszystko zaczęło się od zajefajnej straży pożarnej.


Styl amerykansky jak nic!
To takie jeździły do płonących wieżowców w Szklanej Pułapce, takie gasiły pożary Adam11...aż miło popatrzeć.

Równie miłym obrazem było czerwone jabłko, na tle zimowej aury, męsko stawiające opór wiatrom, mrozom i mojemu przenikliwemu spojrzeniu.


Ale nie zagłębiajmy się w czeluście miłego słowa.
Rzeczywistość jest inna.
Codzienność kopie w dupę jak stara suszarka i nie ma co się oszukiwać, że ludzie są mili a wokoło jest pięknie.

Ten facet, nie miał ochoty już stać w wiecznych korkach i targować się ze sprzedawcami w krakowskich sklepach. Był wkurwiony.

Ten był już tak wkurwiony, że obrzucanie ludzi śnieżkami wydało mu się zbyt łagodne i do pomocy zaprosił kamienicę, szuflę i tonę śniegu.




















Inna sytuacja napotkała mnie gdy maszerowałem wzdłuż przecudnych i niezwykle uroczych i interesujących Błoni krakowskich zwanych również ONZZKZTPG.*(wyjaśnienie na końcu tekstu).

Tam właśnie siedzieli oni..


Tych dwóch po prawej. Nie wiem.
Ten w jasnych spodniach chyba był jeszcze w miarę opanowany ale ten w czarnym fraku to już nie na moje pióro. Jak bardzo on był wkurwiony nie pytałem się bo życie mi miłe.
Wolę nie wiedzieć.





No dobra.
Już dość wkurwień.
Były też ciekawe klimaty.
Na przykład nowa stacja telewizyjna ICE TV.
Mają dobre ceny, dopiero wschodzą na rynek ale nie bardzo przypadła mi do gustu ich zestaw odbiorczy, a w szczególności ich antena okienna.
























Zamówiłbym tylko że facet powiedział, że 'mogą być problemy z odbiorem w okresie lata'.

A więc, chu... znaczy się, więc chamuj rower przed skrzyżowaniem - tak mu powiedziałem.

Były też, i chwilę uniesienia....płaczu z radości.....wruszenia....
Oto jedna z nich..

Plac Paula McCartneya.
To był mój pierwszy raz gdy wzruszyłem się pod wpływem nazwy miejsca, a nie jego uroku.
(k)raków.Kopiec Kościuszki. Plac Paula McCartneya.

No to by było na tyle.
Czas lecieć...




*Ogromnego Nieprzydatnego Zielonego Klepiska Z Toną Psich Gówien