czwartek, 1 maja 2008

Historia trzech lub więcej wiosen..

PROLOGUE.

Gdyby ktoś zapytał się mnie teraz 'ile liczę wiosen' pokornie i logicznie odparł bym że 26.
Nawet przyjmując że ludzie urodzeni w październiku nie mogą powiedzieć że przeżyli tę pierwszą wiosnę w roku w którym się urodzili, bo przecież gdy wyszli na świat była jesień, powiedział bym że 'liczę 26 wiosen'.
Ale to logika.

Czasem jednak gdy logika, którą tak lubię i szanuje, aczkolwiek staram się od niej uciec lub podważyć na tyle by nie nią się kierować, zawodzi - trzeba sie uciec do czegoś poza nią.

Ja przeżyłem na dzień dzisiejszy 28 wiosen i mówię to z pełną powagą i świadomością ,jak to że lubię koktaile śmietankowe o smaku brzoskwiniowym w barze mlecznym Turysta.

Jak to się stało postaram się opisać poniżej.
Opowiem to tak jak lubię czyli bez kolorowych wstawek z palca wyssanych, tylko rzucę samymi faktami, anegdotami które czytelnika wprowadzą w dysonans i rozgoryczenie, nie mającymi z tematem nic wspólnego zdaniami i opisami, no i rzecz jasna wytnę i opuszczę kilka rzeczy, które lepiej opowiadać już po wszystkim a nie w trakcie.

A zaczęło sie to chyba 7 kwietnia bieżącego roku Pańskiego.
Gdy opuszczałem mój rodzinny dom była wiosna. Wiosna, która swą kartę wizytową w postaci pąków brzozy, kiełków polnej pszenicy podarowała mi już w marcu.
Jabłonie kwitły, te żółte kwiaty na badylach , których nazwy nigdy nie pamiętam rozkładały swe pąki jak brazylijskie prostytutki nogi na widok niemieckiego marynarza, a drzewa czereśni i wiśni starały się dorównać bielą lodom śmietankowym.

Szwecja przywitała mnie słońcem bo chyba wiedziała że gdybym zobaczył deszcz pierwszego dnia to zawrócił bym do domu na pięcie.

Goteborg - fajne, duże, nudne i zielone miasto opisywałem na zdjęciach już kiedyś także teraz dam sobie spokój.
Fakt faktem że tam wylądowałem.
Napełniony nadzieją i pozytywnymi emocjami byłem tak bardzo, jak napełniony może być tylko roczny dachowiec o szarej sierści z nocy z 30 lutego na 1 marca.
Nowy szef, nowa firma, lepsze warunki...
Tak miało być.

ROZDZIAŁ 1 'Kviberg Garnizon'
Pierwszą noc spędziłem na Kviberg Garnizon.


Gdy usłyszałem jeszcze przed przyjazdem że będę nocować w garnizonie to pomyślałem o koszarach sowieckich na Mickiewicza róg Wernyhory i zrobiło mi się zimno.
Gdy jednak przyjechałem na miejsce zorientowałem się że słowo garnizon ma wiele znaczeń w tym wiele znaczeń jeśli chodzi o estetykę, o której nie mam zielonego pojęcia.

Stary garnizon wojsk szwedzkich w Goteborgu został utworzony koło stu lat temu - może więcej i został zmieniony w budynek mieszkalno - reprezentacyjno - urzędowo - sportowo - biurowy koło 20 lat temu.
Za zajmowałem skrzydło b2 gdzie wielka łazienka, wygodne łóżka, ogromna kuchnia i telewizor LCD były standardem.

Zatem przejdźmy się po Kviberg...












Miejsce jak widać lub nie - warte polecenia.

Po dwóch lub jednej nocy, bo pamięć zawodna, zobaczyliśmy pierwszy raz ten oto samochód.

To Saab 95 z turbozjebanym silnikiem 3.0 tdi o charakterystycznej tablicy 'TAK' , należący to Zuluguli czyli szwedzkiego Rossa czyli mojego - naszego szefa.

Słowem wyjaśnienia:
Czemu Zulugula?
Bo wygląda jak Zulugula lub jak aktor grający czarny charakter w Jutro nie umiera nigdy z agentem 007.
Bo urodzony w szwecji miał matkę polkę która myślała że syn dobrze mówi po polsku a tak nie było.
Bo używa słów: ' dokurzacz' , 'prysznacz' , 'niełatwa finansowa szprawa' , 'kopaczka' i inne.... (wymienone słowa oczywiście znaczą odkurzacz, prysznic, tanie oraz łopata').

Wracając do tematu to gdy tylko pojawia się srebrny Saab praca zwiększa tempo i zamiast określeń 'stary' , 'głupek', 'zulugula' i 'pojeb' pojawia się słowo Andre lub Szef.

Za tym że Saabem pojechałem swoim 'przydziałowym' Golfem do miasta Boras czyli 70 kilometrów na północ, a właściwie na wchód tylko nam sie wydawało że na północ.

ROZDZIAŁ 2 Boros - Villa

Pojechałem do miasta na pierwszy rzut oka przypominającego Stargard Szczeciński lecz znacznie większego i bardziej atrakcyjnego.


Niegdyś stolica europejskiego przemysłu włókienniczego - dziś sypialnia bogatych szwedów jest przyjemna, ciekawa i sympatyczna. Przez 2 dni.
Za chuj bym tam nie przyjechał na wakacje bo to jak by wynająć hotel na pomorzanach, ale jak trzeba to trzeba.
Zamieszkałem w Hotelu Villa w samym centrów starówki gdzie przez kolejne 5 dni paliłem z 'partnerem' jointy i piłem piwo eksportowe.
Ale to oczywiście po pracy.

Praca.
Praca była przejebana od samego początku.
Druveforsengatan 4 - to tam od 7 do 18, 19 ...20 traciłem z silną ekipą energie życiową.
Gdy przyjechaliśmy tam pierwszy po poprzedniej ekipie zostały tylko gwoździe, stare ściany i wisielec.



Krótki reportage z miejsca pracy później a teraz spacerem po Boras.

Główna ulica starówki..


Ratusz....Znany facet z ratusza....


Pracownicy ratusza....

Letnie posiedzenie ratusza....


Duchy bądź worki na śmieci....



Znany facet w wodzie...

...oraz znana córka, znanego faceta w wodzie.
Reasumując było wielu facetów, znanych, i mokrych oraz jego córka.

I cmentarz.
...pewnie dla znanego faceta w wodzie.

Wracając do pracy, to było ciężko, a gdy wychodziło słońce rozkoszowaliśmy się nowymi sheykami z makdonalda o smaku tytoniu....Po kilku dniach do mojej dwuosobowej grupy dołączyły dwie kolejne by wesprzeć nasze trudy w życiu, powiedzmy sobie, służbowym. Nie było by żadnego problemu, gdyby nie fakt, że osoby te są absolwentami szkół zasadniczych i pochodzą z Kaszub, a właściwie z kaszub.
Kaszub, jako taki, może się oczywiście pochwalić prostotą, uporem, ciemnotą i dumą regionalną.
Razem z krakowiakami i ślązakami, kaszubi są wciąż w pierwszej trójce w rankingu 'Największych Polskich Regionalnych Zjebów', co rusz zabierając sobie nawzajem koszulkę lidera.

By zamknąć temat pracy w Boras i temat jakże dłuuuugi czyli problem kaszubów powiem :
Po 4 czy 5 dniach jeden z kaszubów zaczął wariować a właściwie tracił klepki.
To że było coś nie tak , zorientowałem sie gdy pytał się kilak razy dziennie czym jest to co mu daje do kawy, a ja na żart odpowiadałem że trucizna.
Tylko że kaszub nie żartował.
Zaczynał opowiadać o egipcie i o bogach greckich aż w końcu powiedział by nie nazywać go Leninem bo on jest 'elektronem'.
Finałowego dnia palił dużo papierosów, nakleił sobie na piersi kartkę z napisem 'chuj to ja' i wyjaśniał nam że on jest elektronem a my tylko neuronami, pytał wciąż co dosypuje mu do kawy, potem co dodaje mu do papierosów .... i zwariował.
Spakował sie momentalnie, gadał z sobą, oznajmił że ma misje daleko z tąd i zniknął.

Drugi z pozostałych kaszubów powoli też traci klepki.

Drugi bo było ich dwóch.
A w całym dramacie występowali między innymi:

Od lewej : Kaszub który zwariował, pilot samolotu rejsowego, kaszub który powoli też wariuje, oraz Wielki Elektronik, którego przywiózł pilot samolotu rejsowego ze Stotcholmu.

Szef okolicznej Mafii w Boras - Joe 'zakrótka marynarka' Pallarci, któremu płaciliśmy haracz za możliwość pracy na jego terenie.


Miejscowy grajek.

Wróćmy jednak do wiosny.

Rozdział trzeci: Campinggatan

To tutaj znów pojawiła sie wiosna.
I nie kolejny raz, ale po prostu przyszła, normalnie, pierwszy raz w tym roku tu, ukazując wszelkie jej skarby.

Zatem, zanim zburzę atmosferę wiosny kilkoma ujęciami pijanych Litwinów mały fotoreportage z Campinggatan, uroczego i drogiego miejsca położonego wzdłuż pięknej rzeki i kilku fabryk plastikowych toreb na śmieci.






















Jak widać, miejsce te można podsumować kilkoma zdaniami:
Jest tam trochę ładnie.
Kaczki wchodzą do domów - jeśli te budy można nazwać domami.
Kaczka jest bardzo popularną potrawą.
Króliki także.
Flora i fauna zamyka sie w białych kwiatkach których zrobiłem 109 zdjęć i nie mogłem wyjść z zachwytu nad ich pięknem i obfitością, oraz w królikach lub zającach.

No to na przystawkę zaproponuje teraz Litwina.
Na samym początku powiem że nigdy nie starałem sie szufladkować ludzi i nie wierzyłem w takie słowa jak krakowiak to skurwiel co na kasę tylko patrzy, niemiec to tylko by zabijał, chłopaki z Gocławia to urodzeni przestępcy...
Ale zacząłem szufladkować bo to się sprawdza jak prognoza pogody BBC.

Opowiem Wam zatem o mojej teorii Tablic Rejestracyjnych.
Ludzie zamieszkujący kraj, w którym numery rejestracyjne samochodów składają się z sześciu lub mniej, cyfr lub liter są popierdoleni i zacofani.
Z tym pierdolnięciem to trochę mocne słowa i pracuje nad poprawą tej części mej teorii ale co do zacofania mam 100% pewność.
Zacofanie przejawia się na różny sposób.
Np. szwecja.
Szwedzi są kilka lat świetlnych za Polakami mimo że myśli się inaczej.
Mają po prostu pieniądze bo te jebane kurwy nie walczyły w żadnej liczącej się wojnie, i gdy Pan Hitler rozpierdalał Europę i nadgryzał resztę świata to szwedzi łowili sobie wtedy ryby.
Kiedy Europa podnosiła sie z kolan i gruzów wojny oni dalej łowili ryby i byli świetnym miejscem na inwestycje, bo nie byli rozjebani jak Warszawa po Powstaniu.
Mają 6 numerów w tablicach i są debilami.

Litwini także.
Najzabawniejszą rzeczą w Liwtinach jest to, że każdy kogo by się nie zapytać, mieszka w 'takiej małej miejscowości koło Wilna'.
Litwa jest uważana za piękny kraj i niezwykle ciekawy, a nikt sobie nie zdaje sprawy, ze jest podobna cholernie do Polski bo była jej częścią kiedyś, i jest wielkości 4 boisk footballowych.

Szwecja, Austria i Litwa są jak Grechuta -każdy się nimi zachwyca - najczęściej Ci co tam nie byli. By to zrozumieć przypomnijcie sobie żal i tragedie po śmierci Grechuty i postarajcie sobie wymienić jego 6 piosenek.


Problem?
A tak, bo ten śpiewak miał tylko 3 piosenki.
Reszta to szajs a za wielkiego artystę uważa się za te dwie czy trzy piosnki.

No to teraz typowy Litwin i typowy jak na ten kraj samochód czyli trupy, którymi nawet w Białostockiem się gardzi..




Litwini uwielbiają prace na czarno, piwo i stare samochody - w szczególności stare passaty.

Czas zakończyć temat Campingatan i Litwinów i jedziemy dalej.
Na koniec moje ulubione zdjęcie alkoholika kaszuba pt : 'gdzie się podziały tamte browary?'


Rozdział czwarty:
Wiosna w Hakenbacken i Hamburgsund.

Tu wiosna pojawiła się po raz kolejny.
Bez jakby się spóźnił pomyślałem na początku, ale on po prostu jak inne kwiaty teraz usłyszał budzik nastawiony przez naturę.

Hakenbaken było przedstawione przez szefa jak 'mejsce piękne i zakochacze się w tym miejszczu'.
Czas tam płynie pod znakiem raków, ryb, i bogatych nierobów szwedzkich, którzy dostają renty kombatanckie po przejściu Call of Duty 3.
Fotoreportage z Hakenbacken i Hamburgsund:



Zachody słońca - cudowny moment dnia. Bo po pracy i bo ładnie.

Sieci i Polak z nadzieją.

Hamburgsund.(jego większa połowa)

Hakenbaken i jego mniejsza połowa.

Tatko czyli Polak o wyglądzie stoczniowca z sekcji spawania kadłubów. Dobry człowiek.

Zachód.


Zachód.

Skała.

Zdjęcie z nudów.

Miejscowa prostytutka.

..i jej alfons.

Nie masz wyjścia!

Jak mówiłem nie masz wyjścia!!!

Moje ulubione.









Burmistrz Hakenbaken.

I scena jak z filmu Mist :'coś dziwnego dzieje się na wybrzeżu Mamo! '



Out side my window , is a tree...

To z dedykacją dla Hallifaxa - co by nie było.

Diabeł Morski.




I tak czas leciał a dni mijały aż podczas pewnej przerwy na papierosa zadzwonił telefon że wyjeżdżam do Goteborga...
Tam sie przydasz powiedzieli i dostaniesz samochód służbowy i fajne mieszkanie.
Gdy dojechałem na miejsce i podzieliłem się wiadomościami z ziomkami których opuściłem, podpowiedzieli mi bym zrobił zdjęcie bo wszystko tam jest lotne jak amfora.
I zrobiłem.



Samochód zabrali po jednym dniu ale mieszkanie zostało....oczywiście nie tylko dla mnie.
Pisze także do was moi Kochani z tego okienka i mam nadzieje że jak wygra ktoś z Was w totka to mnie zabierzecie..


Na definitywny koniec trzy pozytywne zdjęcia:

Jako że imion w mrowisku się nie pamięta to kubki na stołówce są opisywane rysunkami.
To moje.

Jabłoń bo jest białozielona ....

I najpiękniejszy zachód słońca.
Kto widział ten wie, jaki jest i gdzie jest....



Parrasol