Paląc trzeciego już papierosa zastanawialem się nad istotą świata.
Kiedy dogaszając czwartego, zrozumiałem już wszystko, i nie istniała już dla mnie żadna zagadka, zdrzemnąłem się chwilę by pomóc systemowi trawiennemu przerobić szósty kieliszek Cherry.
Obudził mnie dzwonek telefonu.
Objęcia fotela bujanego były mocniejsze od moich leciwych i chudych ramion człowieka wykształconego, dlatego leżałem tak długo aż podeszła do mnie pokojówka i sprawdziła mi z uśmiechem puls.
Też bym się uśmiechał gdybym żywił nadzieje na spadek po starym zboczeńcu i alkoholiku.
Jednak zepsułem jej humor i poruszyłem głową.
- Zechce Pan odebrać telefon?
- Nie - odpowiedziałem - to pewnie pomyłka. Nikt do mnie nie dzwoni o tej porze.
- Podać Whisky? Może Gin?
- Oba. Wymieszaj to i dolej świeżego soku pomarańczowego. Tylko dużo!
Rozprostowałem kości sięgnąłem po świeże cygaro bo zamierzałem dokończyć poprawianie Księcia - książki z tyloma błędami że nie można koło niej przejść bez kąśliwej uwagi.
Gdy nanosiłem poprawki na część dotyczącą rozważań nad demokracją, telefon znowu zadzwonił.
Odłożyłem limitowaną edycję Księcia z 1912 roku i odebrałem telefon.
- Pan Srulko?
- Tak. Słucham...
- Dzwonię do Pana w bardzo ważnej sprawie.
- Nie ma nic ważniejszego od 'dwójek kanadyjskich' i serów pleśniowych - odparłem.
- Sprawa jest naprawdę poważna. Pański przyjaciel Profesor tybdO, powiedział że jest Pan jedyną osobą, która może nam pomóc.
- Nam? - zapytałem.
- Tak nam.
- Mój drogi Panie! Mam już dosyć tych zagadek i tajemniczych niedomówień. To że mój wieloletni kolega Profesor tybdO dał Panu mój numer nie oznacza że może Pan...
- Mamy problem i potrzebujemy najlepszego negocjatora. Tu chodzi o alkochol, Panie Srulko.
Alkochol zawsze działał na mnie jak prąd sześciowoltowej baterii na jądra mojego szczurka Henrego, którego dostałem na czwarte urodziny od mego Papy, a pogrzebałem rok później ze zwęglonym nasieniowodem.
- Alkochol? Co sie stało?
- Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu...z resztą, może przyjechał bym do pana i przedstawił Panu całą sytuację?
- Dawaj Pan!!!
Przyjechał godzine później.
Margeritta, moja służąca, nalała mojemu gościowi Cherry a ten zaczął opowiadać...
Trzy tygodnie temu rząd Nikaraguański postanowił przetwarzać swoich murzyńskich niewolników na 'mudzinomelepete' - nową substancję z której można wytwarzać alkochol w ogromnych ilościach.
Pracę nad 'mudzinomelepetą' rozpoczęły się w sumie koło 6000 lat temu. Tak przynajmniej głosi legenda. Wtedy to na skraju sawanny spotkało się dwoje ludzi.
Jeden o imieniu Mudzin siedział w krzakach i zajadał swego kuzyna, którego imienia nikt nie pamięta.
Drugi, o imieniu Melepet, leżał nieopodal Mudzina, w krzakach, lekko pijany, z brzuchem przepełnionym bananami i zgniłymi figami.
Mudzin zajadał mięso kuzyna i marzyło mu się wino.
Melepet pił wywar ze zgniłych bananów i fig, i marzyło mu się pieczone murzyńskie udo.
Dogadali się i jeden i drugi był szczęśliwy.
Mudzin obgryzał żeberka a Melepet faszerował sie zgniłymi owocami.
Spotykali się tak często i zabawiali na zasadzie wymiany, ale pewnego dnia doszli do wniosku że owoce się kończą, i trzeba ich zjeść kilka kilogramów by się w murzyńskiej głowie zakręciło.
Szukali wyjścia z sytuacji i tak doszli do wniosku że owoce się kończą a ich bracia nie.
Tak właśnie rozpoczęly się próby nad stworzeniem alkoholu z człowieka.
Jedni pili i smażyli a drudzy eksperymentowali.
6000 lat póżniej, 20000000 Nikaraguajczyków później, udało się.
Mambo and Dumbo Inc. - rodzima firma z czarnego lądu, opracowała proces przetwarzania ludzkiego ciała na alkochol.
Prezydent Nikaragui, Koko Farmazon postanowił zarobić na patencie i rozpoczął plany podbicia świata Nikaraguańską Mudzinomelepetą.
Posłał odpowiednie noty do Nikaraguańskich jednostek dyplomatycznych, ambasad, i konsulatów, aby sprawdziły one, które państwo powinno być zaatakowane jako pierwsze Mudzinomelepetą,
jednak otrzymał tylko dwie odpowiedzi. Jedną z Francuskiego Konsulatu w Norwegii z informacją iż Nikaragua nie posiada konsulatu ani ambasady, ale ambasador Luc Lillipute z przyjemnością zakupi tonę bananów, oraz drugą wysłaną z kafejki internetowej przy McDonaldzie w Sztokcholmie, zaadresowaną przez Kurana Sandała o treści:
Kua daba, kananana. Jeść jest dużo i spać nie na ziemi a w pokój. Sprzątam kupy po miejscowych ale miło jest.
Za butelke wódki żone od mafii bułgarskiej odkupiłem więc szczęśliwy jestem. Nie wracam do dom bo nie jestem pierdolnięty.
Kończe pisanie bo jestem zjebany jak koń po westernie.
Prezydent po przeczytaniu tej wiadomości podjął decyzje: Mudzinomelepeta podbije najpierw państwo Sztokcholm.
Potem potoczyło się wszystko jak lawina.
Rząd szwedzki zgodził się na przyjęcie kilku tysięcy Nikaraguańskich uchodźców i być może na pomoc w budowie Fabryki Mudzinomelepety na terenie Szwecji, w ramach pomocy trzeciemu światu.
Upadek szwedzkiej prochibicji, dominacja czarnoskórejwódki w Europie, obniżka cen szamponów i fobia na punkcie latających wiewiórek.... to były wystarczające powody by zająć się tą sprawą.
Margeritta spakowała moje ubrania, przygotowała skrzynkę najlepszej polskiej wódki i włożyła do walizki tajną broń - Potop.
Do Goteborga, miałem się udać wraz z drugim dyplomatą - Josifem Paplatym - znawcą tematyki skandynawskiej oraz alkoholowej.
Otrzymaliśmy wszelką pomoc.
O 8:00 rano, 21 stycznia pojawiłem się pod ogromnym budynkiem agencji, której nazwy nie wymienie, i zamieniłem dwa słowa z człowiekiem o oddechu martwego kota.
Uzgodniliśmy szczegóły wyjazdu i obejrzeliśmy samochód którym miałem się udać do skandynawii.
Nowoczesne, bezpieczne i superluksusowe auto spodobało mi się od razu.
Gdy zasiadłem na ciemno brązowej skórzanej tapicerce mojego nowego samochodu, zamieniłem po raz drugi dopiero, kilka słów z moim nowym towarzyszem.
Josif powiedział mi że zna się na tego typu konfliktach i z polityką międzynarodową jest za pan brat.
Z resztą jak mógłbym to podważać skoro legitymował się dyplomem ukończenia Szkoły Zawodowej na Żoliborzu, w Warszawie.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy w stronę granicy. Tak przynajmniej myślałem.
Mój towarzysz niestety miał ze sobą tylko spodnie na zmianę, mydło, dwie pomarańcze, 8 piw i litra wódki, co mogło nie wystarczyć na tego typu misję.
Rzecz jasna spodziewaliśmy się że wszystko będziemy mieli zagwarantowane na miejscu, więc po co się denerwować, ale Josif nosił tylko ubrania z wybranego sklepu i nie chciał ryzykować.
Pojechaliśmy zatem na Tobruk.
W butiku 'U Wacka' Josif zakupił co trzeba a ja się zastanawiałem jakim cudem mam zdążyć na przeprawę promową w Sassnitz skoro już mam spóźnienie.
Po trzydziestu minutach Josif powrócił z butiku i ruszyliśmy w stronę Niemiec już drugi raz.
Wtedy to rozmawiałem trzeci raz z Josifem.
Zapytał uprzejmie czy nie przeszkadzało by mi gdyby wypił sobie jedno piwo w samochodzie, a ja rzecz jasna, nie odmówiłem bo wiem że w dyplomacji czasami trzeba sobie coś strzelić by umysł lepiej analizował.
Gdy mijaliśmy Kołbaskowo, a ja kalkulowałem na ilę muszę łamać przepisy ruchu drogowego by zdążyć, Josif pił drugie piwo.
W połowie drogi do promu wiedziałem już kilka rzeczy więcej, jak przed wyjazdem, więc nazwałem ten odcinek Trasą Oświecenia.
Wiedziałem między innymi:
- Że nie zdążę na prom
- Że Josif pije już czwarte piwo
- Że hudrauliką to zajmują się tylko wybrani, w tym Josif
- Po za tym poznałem okolo 50 anegdot z poprzednich prac Josifa, historię jego dzieciństwa, jego dzieci, jego żony i dowiedziałem się że jest najlepszy na świecie. We wszystkim.
Kraniec mej podróży po Niemczech, na wyspie Rugii, był dla mnie wyzwaniem pod kilkoma względami.
Objęła mnie nostalgia bo czwarta część mojej rodziny pochodziła z tej wyspy i nigdy tak naprawdę nie dowiedziałem się skąd dokładnie.
Podziwiałem zza okna piekne górki, pola, cudowne lasy i wyobrażałem sobie że gdzieś tu chodził po lesie moj dziad z rodziną.
Po drugie ze 140 zmniejszyłem prędkośc do 60 km\h bo autostrada zamieniła się w drogę wewnętrzną Rugii i wlekłem się jak diabli.
Po trzecie, co wiąże się z 'po drugie' , zostało mi około 20 minut do odpłynięcia promu a przede mną szmat drogi.
Po czwarte nie mogłem wyłączyć pijanej radiostacji Josif FM.
Kiedy momentalnie zniknęły lasy, pojawił się port, zobaczyłem prom, zegarek wskazywał 'za pięć odjazd' adrenalina podskoczyła.
Może zdążymy?!
'Może zdążymy.... - wybełkotał Josif''
Jeden zakręt, drugi, trzeci i celnicy.
Szczwany plan pokrzyżowali nam celnicy.
Rozpoczęło się tradycyjne trzepanie auta w poszukiwaniu spirytusu i papierosów, zakończone niepowodzeniem Zollów, i okazało się że prom, czeka już tylko na nas.
Strasznie mili Ci panowie z Zoll byli, mimo tego że uśmiechając się do nas, trzymali ręce na kaburach ich Glocków 45'.
Nie chciało mi się wierzyć że zdążyliśmy na tip top i minuta dłużej a nie udało by się dojechać.
Postawiłem mój samochód w doku Buissnes Class, wśród pociągów, wagonów z węglem i paletami z nierdzewną stalą i poszedłem na pokład.
Stanąłem na pokładzie wyciągnęłem papierośnicę i zapaliłem.
Wiatr o sile huraganu nie pozwalał mi na delektowanie się tytoniem, ale tutaj przynajmniej, nie słyszałem Josifa i mogłem oglądać Rugię z morza.
Oraz cudowny północny bałtyk łączący się z Oceanem, zachęcający surferów, spragnionych słonecznych kąpieli turystów, poprzez niezmienną śródziemnomorską pogodę.
Na promie dowiedziałem się o kilku cudach jakie stworzył Josif, o pracy kaletnika, o pucharach jego i jego syna, o skurwysynach z Pragi, o piwe, o zapewnieniach że nie jest alkocholikiem i o istocie wentylacji.
Przytakiwałem, rzecz jasna z uprzemości, a gdy poszedł marmurowymi schodami do toalety, przykryłem się kurtką i udawałem że śpię.
To niestety nie zniechęciło Josifa.
Gadał dalej a gdy minęła godzina od wyjścia w morze obudził mnie słowami 'nononono' i obwieścił że sklep wolnocłowy otwarto.
Zgodnie z moimi przewidywaniami Josif nie szukał perfum ani czekoladek w kształcie piramidy egipskiej tylko alkohol.
Namówił mnie na zakup 24 puszek piwa Spendrups i to była pierwsza, i chyba ostatnia dobra rada Josifa.
Zakupiliśmy w sumie 48 puszek piwa (0,33 zaznaczę) i usiedliśmy by Josif mógł przy piwie dokończyć swą opowieść z 1000 i jednego piwa.
Gdy prom przybił do Trelleborga z mojego kolegi było już niezłe warzywo.
Już nie słuchałem ale jechałem i jechałem, zastanawiając się co mnie czeka na miejscu.
Nie obeszlo się bez pomyłek.
W Malmo koligen po 9 piwach był pewien że należy jechać w lewo, ja sądziłem że w prawo, on tu był 4 razy a ja ani razu, on był pewny a ja nie do końca, i pojechaliśmy jak chciał.
Czyli źle.
Potem nastąpiła zawrotka i usiłowałem przez pół godziny wytłumaczyć Josifowi że droga może prowadzić w dwie strony. Najczęściej w przeciwne sobie.
Nie mógł tego zrozumieć więc zasnął i spał przez resztę drogi gdy ja walczyłem z deszczem, wiatrem i szwedzką autostradą.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce dostaliśmy klucze od naszego domu na osiedlu dyplomatów oraz mapkę osiedla.
Niestety nie byla to mapa naszego osiedla.
Po dokładniejszym sprawdzeniu lokalizacji powrociliśmy do recepcji i otrzymaliśmy drugą, dobrą mapke.
Jeden z tych kwadratowych punktów wyglądających jak rzut z góry obozu w Oświęcimiu, należał do nas.
Dokładnie ten...
Była cudowna.
Dębowe drzwi wyższe od topoli przy Szkole podstawowej nr. 70 w Szczecinie, mosiężne okucia...
...ogromny ganek z bujanymi fotelami...
w środku wielki przedpokój z żyrandolem z stylu Henryka VII, kuchnia z kominkiem i klasycznym piecem do pieczenia chleba..
....trzy łazienki....
i cztery sypialnie z widokiem na morze.
Rozpakowaliśmy się, wypiliśmy piwo, i zjedliśmy trochę przygotowanej specjalnie dla nas, w pobliskiej restauracji dziczyzny po szwedzku...
Po zjedzeniu posiłku zaczeliśmy szukać po wszystkich komnatach naszego pałacu wejścia do basenu i...nie znależliśmy go.
Tego było juz za wiele. Bez basenu?
Dlatego następnego ranka złożyliśmy oficjalny protest i zamieniono nam dom na większy. Z basenem.
Pierwszego dnia poznaliśmy problem Mudzinomelepety.
Myślałem długo nad tą całą sytuacją, szukałem rozwiązania w Potopie Sienkiewicza, Josif w sześciu piwach i nic nie wymyśleliśmy.
I nastąpił przełom, a nawet bym powiedział zwrot.
Otrzymałem informację iż jest w pewnym miejscu, przy kubku kawy i ziół z najdalszych krańców Szwecji, przesiaduje pewien mędrzec, wyrocznia, mistrz czarnej i bialej magii - Wielki Magnus Żółty Palec Wskazujący.
Nie pozostało mi nic innego jak tylko się do niego udać.
Gdy przybyłem na miejsce on już na mnie czekał.
Podszedłem do tego znakomitego mysliciela i powiedziałem:
Wielki Mistrzu i Myślicielu, znany na wszystkich kontynentach i na wszystkich oceanach, wyrocznio i biblioteko ludzkości, mam problem.
Przedstawiłem mu wtedy problem i całą mą historię, zaczynając od tego feralnego telefonu przy kieliszku Cherry.
Wtedy mistrz zaczął myśleć.
Zapadł w trans, skupił się mocno...
..jeszcze mocniej...
..i jeszcze mocniej...
Kiedy zapadł w trans wyjąłem kamere i zacząłem go nagrywać.
Gdy neurony w jego glowie poruszały się z prędkością szesnastu węzłów, w pomieszczeniu dało się wyczuć napiecie.
Ostrzegano mnie, że gdy myśli, przedmioty w jego obecności zaczynają lewitować, poruszać się, tłuc.... Ja miałem to szczęście że na wlasne oczy zobaczyłem siłę jego myśli i wzroku.
I Wam to pokażę:
Tutaj
Po chwili znów zaczął myśleć aż wstał i chwiejnym krokiem poszedł po jeszcze jedną kawę.
I tutaj
Gdy wrócił, poweidział mi tak:
Słuchaj, ja nie wiem czegoś Ty sie naćpał, ale ja mam cholernego kaca, próbuje wypić kawę powstrzymując sie od wymiotów, nie jestem jakimś magiem tylko zajebanym cieciem na tym kampingu, z żółtym od skręcania papierosów palcem, ktorego wczoraj rosjanie poczęstowali wódką za wymianę kratki odpływowej. Nie jesteś dyplomatą tylko debilem bez dobrej pracy i nie zajmujesz się sprawami miedzynarodowymi ale robotą na budowie.
Nie mieszkasz w willi czy pałacu ale na campingu z domami dla cudzoziemców których na chate nie stać.
Nie ma Mudzinomelepety bo gdyby można było robić wódkę z człowieka to już dawno by ją odkryto i teraz pił bym drinka z rumuna.
Daj mi spokój, weź się kurwa w garść i spierdalaj bo zaraz sie zrzygam.
Tak zrobiłem.
Wyrocznia mnie oświeciła i wiem już że zapierdalam po 11 godzin dziennie a jedyną radością po pracy jest puszka niskoalkocholowego piwa, po którym zasypiam jak dziecko.
Więc moi kochani, jeśli wydaje Wam się że jesteście wybrańcami losu, jesteście najlepsi a cały świat się wokół Was kręci, to idźcie do wyroczni a ona Was oświeci.
Czarny Parasol na chwilowej emigracji.
Wszystkie osoby występujące w tej mrocznej opowieści są prawdziwe.
poniedziałek, 28 stycznia 2008
Z pamietnika wykształconego człowieka treść prosta: Bo dyplomacja ma dwie twarze a robotnicy fizyczni jedną i na twarzy krosta.
Autor:
Czarny Parasol
o
18:42
2
komentarze
Subskrybuj:
Posty (Atom)