Już miałem sobie dać spokój ale zobaczyłem 'przypadkiem' pewien wystep grupy rokcowogarażowej.
Nazywają się niewiedzieć czemu CREAM.
Zespół nie jest jak CREAM oczywiście bo mają wokaliste bez gitary, który kreuje się na wokalistę Nirvany i ma koszulkę The Doors, ale to nie ważne.
Grają chłopaki piosenkę WHITE ROOM.
Piosenkę mojego życia a właściwie piosenkę z TOP3 mojego życia bo dokładnej klasyfikacji nie ma.
Tutaj zapodaje linka do występu chłopaków.
Zwróćcie uwagę nie na dwunastoletniego basiste czy 'zielonego' perkusistę w peruce afro ale na gitarzyste.
Zapamiętajcie jego fryzurę, koszulę (kolor przede wszystkim), spodnie, sposób poruszania się po scenie i patrzenia na gitarę.
A teraz oryginał.
Tutaj.
Oryginał z bonusem na początku.
Otóż bonusem w postaci wprowadzenia do głównej części czyli White Room z ostatniego koncertu CREAM, przez Claptona i Jacka Bruca gdzieś w okolicy lat osiemdziesiątych.
Oba nagrania są boskie.
To kilkunastosekundowe w ogrodzie no i sam koncert Firewall jak ja to mówię.
Za pobyt na jedny czy na drugim penisa dałbym sobie obciąć i szczycił bym się tym do końca swych dni.
Ok.
Obejrzeliście?
Młody się zajebiście kreuje na Claptona z okresu CREAM i wypije za niego dziś.
Do tego zmierzałem.
niedziela, 13 stycznia 2008
Co za kolesie czyli grupa SOS CREAM z amerykańskiego garażu.
Autor:
Czarny Parasol
o
12:36
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz