Historia będzie krótka.
Jest o dwóch rybkach.
Ilustracje Parasol Czarny i przyjaciele. (Ale w 93 % Parasol Czarny)
Warto wiedzieć: Nowatorskie pociągnięcia ołówkiem Parasola nie znoszą krytyki i feministek.
Występują:
- Parasol Czarny jako on sam
- Przystanki tramwajowe lini 34,24 i 13 jako sceneria
- Złośnik i Złośnica jako temat i role drugoplanowe
- Pan Kanar jako on sam, czyli łakomy na kase krakowski przekupny skurwiel
- Toaleta jako the end.
Wprowadzenie...
Niedzielne popołudnie było niczym niedogotowany budyń waniliowy.
Na dworze piździło jak w kieleckim, wyimaginowany telewizor już tak nie bawił jak wcześniej, a bohater właśnie czytanej książki prawie zginął z rąk Mossadu.
Postanowiłem zatem zrobić prezent i kupić coś do domu - czyli spuścić dwie ryby w jednym kiblu.
I tu zaczyna się nasza historia.
Oto ja we własnej osobie.
Jako że dzień nie należał do zbyt wietrznych, i jedyne co można było powiedzieć o nim to to, że był cholernie zimny, uniemożliwiło mi, transport w moim indywidualnym stylu. Za pomocą parasola. To proste jednak trzeba znać kilka tajników tego sposobu. Zainteresowanym mogę powiedzieć tylko, że polega to na otwarciu parasola i trzymaniu się jego rączki.
O tak:
Z prostych powodów, jakim są ludzie, nie mogłem, użyć parasola jako transportu.
To przecież tajemnica.
Zatem ruszyłem w stronę przystanku linii 13,14 i nawet jeszcze 24.
Zakupiłem w kiosku bilet za 2,5 pln i czekałem na te blaszaną dżdżownice poruszającą się ospale w kierunku Reduty Chciwości czyli Galerii krakowskiej.
W tramwaju tłoku nie było - czytaj cud.
Wysiadając z tramwaju, wykonałem czynność, która weszła mi w krew, choć nigdy bym się oto nie podejrzewał - sprawdziłem ile tym razem spóźnił się ten cholerny czołg.
6 minut! To rekord! Chłopaki nie próżnują - pomyślałem, i ruszyłem oblodzonymi schodami przejścia podziemnego.
Omijając bękarty posadzki, czyli te kretyńskie szybki podświetlane, które zaprojektował pewnie jeden z zadufanych w sobie, adeptów politechniki krakowskiej, doszedłem bez upadku pod galerie.
Gdzie jest sklep zooooologiczny? Nie wiem.
Pomyślałem o metalowej skrzyneczce z małym ekranem wskazującą różne miejsca w tym molochu, jednak zooooologicznego nie było, bo nie należy do działu spożywcze, kawiarnie, moda, rtv czy kurwa jebana mać.
Ale spotkałem miłego ochroniarza, który powiedział:
- Gdzieś kurna tam.....
Znalazłem.
Po wejściu do sklepu i wyminięciu papug, chomików, tabletek na rozwolnienie Hasky, i trocin dla myszoskoczków dotarłem do rybek.
Podszedł pan sprzedawca i zapytał co podać.
Wyciągnęłem swój dłuuuugi chudy palec i powiedziałem te dwie.
I jeszcze szklaną kulę i jakąś pasze.
10 minut później byłem już na przystanku, czując na sobie dziwne spojrzenia.
Niestety wsiadając pomyliłem 24 z 34 i pojechałem gdzieś tam, nie wiem gdzie.
Straciłem przy tym ostatni bilet.
Dlatego wsiadłem ponownie do dobrego tramwaju bez biletu.
I dlatego właśnie po kilku sekundach usłyszałem magiczne dzień dobry, kontrola biletów.
Przede mną pojawił się niski facet w kaszkiecie i podkrążonymi oczami wymachując legitymacją.
No to wysiadamy.
Pan kanar okazał się przemiły.
Zaproponował od razu łapówkę w wysokości 30 pln i poprosił bym to samo w języku angielskim powiedział obywatelowi Anglii stojącemu razem ze mną.
Po uiszczeniu opłaty, bez grosza ruszyłem w żmudną drogę.
Z rybami pod pachą i szklaną kulą w ręku maszerowałem ulicami krakowa.
Po kilku kilometrach usłyszałem w krzakach przylegających do przystanku tramwajowego czyjąś relacje:
- Patrze a facet ma kule szklaną, i rybę w worku po pachą, ha, ha, ha...
To jeszcze nic! On ją odkupił teściowej bo pobił jej własną a ta była na podmianke!! He, he, he!
Dał co trzeba i patrze a ten chuj zapierdala dalej z tą rybą na karmelicką, no co się uśmiałem!!
To było o mnie. Już otworzyłem parasol by uciec tylko sobie znaną drogą gdy mnie zauważył.
To mówił pan kanar, zdziwiony gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i wsadził zakłopotany i do tramwaju, powiedział bym nie kasował biletu tylko ,cytuje zapierdalał do domu bo teściowa jaja urwie.
Tak pojechałem do domu.
Rybki dowiozłem. Całe i żywe.
Niestety dziś zdechły i popłynęły rurami kanalizacyjnymi do nowego domu.
Koniec.
Opowieść autentyczna i kopiowanie grozi śmiercią
wtorek, 20 listopada 2007
Krótka historia Złośnicy i Złosnika - Rysunkowy Parasol część 1
Autor:
Czarny Parasol
o
11:27
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Genialne!
Już nawet nie wnikam na czym polega pozostałe 7% pracy, którą zostawiłeś komuś innemu :D.
"Gosh! We're all really impressed down here I can tell you"
Jedyny mankament, że krótkie jak na twoje możliwości. Nawet kanapki nie zdążyłem wtrząchnąć. =]
Świetne.
złośnik pewnie Ci odpowie, że to wszystko przeze mnie, bo go pośpieszałam. a to wcale nieprawda. po prostu jego parasol mógł usiedzieć w miejscu, w pewnym momencie otworzył się i porwał go. złośnik zdążył tylko napisać 'koniec'.
mam nadzieję, że złośnik mnie nie zazłośnikuje za bezczelne ośmielenie się napiasania tego komentarza:>
ps. zawartość procentowa ilustracji Przyjaciół wynosi 18,19% zamieszczone rysunki nie stanowią całości prac wykonanych podczas obrazowania przytoczonej historii. myślę, że można próbować przekonywać wydawcę do ujawnienia outtejksów.
a. pewnie niedługo będzie jeszcze jedna krótka historia. w roli głónej Rybka Trzecia.
Ależ skądże!
Bardzo mnie sie to wszystko podoba.
Postać Parasola Czarnego nabiera, ogłady - rzec by się chciało. czy pojawią się outtakes from Black Ubrell? Tego nie wiem. Nic narazie się nowego nie pojawi, przynajmniej do wtorku,środy... Narazie odbywam tajemniczą i pełną przygód wyprawę do Krainy Niepotrzebnych Parasoli - Parasolandii Wielkiej. Mowa o Szczecinie. O rodzie Grywa i sediny. O wspaniałym mieście pełnym tajemnic, prawdziwych tajemnic stworzonych przez życie a nie przez 'piarowców' UMK. Mieście ludzi życzliwych i dumnych z tego co mają...mieście.. (no, może się trochę zagalopowałem. Wiedzą wszyscy że mógłbym tak bez końca). Wracam do czyszczenia płaszcza bo wczorajsza nocna przeprawa przez płoty i krużganki cudownej Kamienicy Loitców, zabrudziła jego krańce.
Niech Gryf będzie z Wami!!!
Prześlij komentarz